Niewielu ludzi może w swoim życiu doświadczyć prawdziwego déjà vu: odczucia, że przeżywana aktualnie sytuacja wydarzyła się już kiedyś, w nieokreślonej przeszłości, będąc jednocześnie przekonanym, że to niemożliwe. Mnie zaś dane było doświadczyć ostatnimi czasu tej anomalii z pełną mocą, i z całkowitą pewnością, że wszystko, co widzę, czego doświadczam, już się kiedyś wydarzyło… Tylko teraz nie siedzę w szkolnej ławce, a jestem po ,,drugiej’’, nauczycielskiej, stronie.
Praktyki w szkole, której jestem jednocześnie absolwentem, odblokowały całą masę wspomnień: parafrazując Gabrielę Zapolską, zarówno chwil brylantowego piękna, jak i smutnego zła. Chodzenie tymi samymi korytarzami, oglądanie tych samych twarzy (oczywiście kadry nauczycielskiej, bo wszystkie znane mi już roczniki „poodlatywały na własne grzędy”), uczenie się z tych samych podręczników (w tym momencie mrugam okiem do wszystkich absolwentów gimnazjum), ba, prowadzenie lekcji w tej samej klasie i u tej samej nauczycielki, która kiedyś torturowała (wręcz łamała na polonistycznym kole!), było niewyobrażalnie cennym doświadczeniem – zwłaszcza z perspektywy przyszłego pedagoga. Czy którykolwiek nauczyciel może pochwalić się tym, że korzystał ze swoich notatek z czasów szkoły średniej do przygotowania lekcji na ten sam temat? Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że zmaltretowany zeszyt, z notatkami z czterech lat technikum, przeżyje swój renesans… A jednak!
Teraz nadeszła pora na tę łzawą część: podziękowania. Pragnę z całego serca uhonorować laurem wdzięczności profesorkę Annę Kiwak za przyjęcie mnie, roztaczaną opiekę i cenne rady, jako doświadczonej polonistki, które będą rozświetlały ciemności metodycznych zakrętów. Panu Dyrektorowi za wyrażenie zgody na odbycie praktyk w tak trudnym, i niepewnym okresie, jakim jest pandemia… A także całej kadrze nauczycielskiej: nie będę wymieniał wszystkich nazwisk, ponieważ drugim takim zespołem nie może pochwalić się żadna szkoła w Polsce, ba, na świecie. Dziękuję za dobre słowa, dziękuję za uśmiech i dziękuję za dobre wspomnienia o mnie z lat szkolnych.
Patrząc przez taki pryzmat na psychiczną anomalię, jaką jest déjà vu, chciałbym doświadczać go w takiej formie, jaką przeżyłem, niż powiedzieć jamais vu.
Studencka myślodsiewnia, czyli (nie)obiektywnie o doświadczeniu absolwenta ,,po latach’’
Kiedy ktoś pyta mnie jak wspominam czasy szkoły średniej, to… Zawsze uśmiecham się z nostalgią. Nie będzie żadnym faux pas twierdzenie, że chwile (tak, chwile! Mimo, że były to cztery lata, minęły jak z bicza strzelił!) spędzone w ławkach weryńskiego technikum były dla mnie jednymi z najlepszych momentów w życiu. Cała masa wspomnień, przyjaźni (spośród których pewne nieco ,,zaśniedziały’’, ale taka kolej rzeczy) i doświadczeń, które ukształtowały mnie jako człowieka… I pozwoliły ,,wyjść’’ na salony świata.
Wszystkie laudacje należą się, przede wszystkim, fenomenalnej kadrze nauczycielskiej, która zawsze staje po stronie uczniów, ba, poświęca każdą wolną chwilę, nawet jeśli pewien gagatek myśli, że ktoś chce mu zrobić na złość. To właśnie nauczyciele stoją za wszystkimi projektami, wyjazdami za granicę, przygotowaniami do egzaminów… Mówiąc kolokwialnie, odwalają kawał dobrej roboty, którą docenia się dopiero po opuszczeniu szkoły.
Ze swojej, studenckiej, perspektywy mogę powiedzieć tylko tyle – nie bójcie się pytać, nie bójcie się korzystać z tego, co oferuje szkoła. Czas przecieka między palcami: drugiej takiej okazji nie będzie, a móc powiedzieć sobie, z pełną satysfakcją, ,,wiem, umiem i potrafię’’ jest niczym włożenie korony po stoczeniu ogromnej bitwy – i to nie z byle kim, bo z sobą samym.
Przesyłam mnóstwo serdeczności wszystkim pracownikom szkoły, a uczniom – po odbyciu nauczycielskiej praktyki – wymowne mrugnięcie okiem (wy już dobrze wiecie, gagatki, kogo mam na myśli).
Zatem na koniec – czy poleciłbym ZSA-E w Weryni absolwentowi szkoły podstawowej? Bez zastanowienia. Drugiej takiej szkoły (nawet pod względem pięknego otoczenia!) na pewno nie znajdziecie!